czwartek, 12 kwietnia 2012

szybciej gadaj albo spadaj!


Czasami zdarza mi się włączyć telewizję. Zwyczajną jedynkę, dwójkę, jakiś Polsat, czy TVN.  Tak na „chybił trafił” skaczę po kanałach i po pół godzinie takiego „oglądania” dochodzę do jednego wniosku – to jest naprawdę duży stres.
Obrazy zmieniają się z ogromną prędkością, zaskakują, robią z naszej percepcji prawdziwą jazdę jak na karuzeli, nie pozwalają skupić uwagi na dłużej, pozbierać myśli, szybciej, dalej, lepiej, jeszcze bardziej kolorowo, dziwniej, bardziej.
Największym dla mnie stresem jest oglądanie rozmów z ludźmi, których zaprasza się do różnej maści programów w roli ciekawych osobowości, ekspertów, fachowców, którzy mają wypowiadać się na określony temat. Tutaj to już naprawdę jest koszmar. Goście nie mają możliwości wypowiedzieć się do końca, przerywa się im w pół zdania, w pół słowa łamiąc elementarne zasady kultury, zadaje kolejne pytanie, i znowu przerywa i kolejne pytanie i znowu. Zauważyłam, że kiedy w jednej sprawie zaprasza się kilku gości to ten, który grzecznie czeka na swoją kolej, nie pokrzykuje, nie przerywa innym po prostu nie ma szansy powiedzieć czegokolwiek.
 W niektórych programach rozrywkowych prowadzący stosuje taktykę polegającą na tym, że zadaje swojemu gościowi pytanie na poważny temat po czym wciąż przerywa wypowiedź swojego rozmówcy ordynarnymi żarcikami i kretyńskimi uwagami, które mają być śmieszne. Nikt właściwie nie ma szansy wypowiedzieć się do końca, jest zmuszony reagować na kąśliwe i głupie zaczepki. Od tego, jak wygląda ta reakcja zależy, czy dany człowiek jest cool, super, zabawny i wyluzowany, czy jest zwykłym smutasem i beznadziejnym starym pierdzielem.
W rezultacie, cały program to nieustający lans osoby prowadzącej – osoby cool i zajebistej!
Ostatnio, przypadkiem trafiłam na TVP Kultura, gdzie nadawano stary program „Godzina z Beatą Tyszkiewicz”, który prowadziła Nina Terentiew. Jeju!!! Ja to już naprawdę jestem niereformowalna, ale z taką przyjemnością go obejrzałam. Przez godzinę dwie normalne, niegłupie kobiety rozmawiały o filmie, aktorstwie, o życiu, o dzieciach, o przemijaniu, o radościach i smutkach. Nie musiały sobie przerywać, miały czas. Podobało mi się, z jaką elegancją Beata Tyszkiewicz dobierała słowa i formowała swoje myśli, nie musiała się spieszyć, nikt jej nie przerywał, a mówiła tak ciekawie…
Wiem, że czasy się zmieniają i bez sensu byłoby się na to obrażać, ale co by komu szkodziło pozwolić wypowiedzieć się do końca komuś, kto ma coś do powiedzenia? Czas to pieniądz….A czas antenowy to dopiero!






2 komentarze: