Od rana zastanawiam się dlaczego
ta sprawa tak mnie „kłuje”?
Wczoraj moja znajoma chciała mnie
zaprosić na lekcję pokazową w klasie pływania ponieważ uważa, że moje dziecko
bardzo się do takiej klasy nadaje. To akurat było miłe, ale zapytała nagle w
jakich godzinach pracuję i czy dam radę przyjść o 13.00. Nie wiem dlaczego zaczęłam się jąkać,
chrząkać i w ogóle nie wiedziałam jak odpowiedzieć. Dla niej wydawało się to
takie oczywiste, że pracuję zawodowo, a mnie było tak strasznie głupio jakoś.
Po powrocie do domu
wpadła do mnie sąsiadka i między innymi zapytała, jak tam szukanie nowej pracy i czy mam już coś na oku. Znamy się dobrze i powiedziałam
jak jest, ale dzisiaj tak mnie to wszystko jakoś męczy.
Chciałabym
pracować. Chciałbym, żeby rano przychodził ktoś do mnie do domu, pozawoził
dzieci do przedszkola i szkoły (zaczynają w różnych godzinach), ogarnął
mieszkanie, zrobił obiad i pojechał po dzieci. Zmógł z nimi lekcje, pozawoził
na zajęcia pozalekcyjne, w międzyczasie zrobił pranie i zakupy, załatwił wizytę u dentysty i poprasował. Naprawdę,
chętnie zniknę na te 8 czy 9 godzin i porobię coś innego.
Nie chcę
narzekać i marudzić, naprawdę. Tylko czasem tak jakoś wydaje mi się to
niesprawiedliwe. Całymi dniami jestem zajęta, wykonuję dziesiątki żmudnych i
pracochłonnych czynności, wieczorem często po prostu padam z nóg, ale to się
nazywa że „siedzę” w domu i „nie pracuję”.
Bywają takie dni, kiedy mnie to
trochę dotyka i „kłuje”. Jak dziś.
A tak z innej beczki. Wczoraj w Teatrze Telewizji odbył się kolejny spektakl na żywo pt. "Skarpetki, opus 124". Wykonanie - Wojciech Pszoniak i Piotr Fronczewski. Coś wspaniałego! Aktorzy - po prostu klasa. Moim zdaniem - najwyższa półka. Bardzo mi się podobało, coś tak troszkę na osłodę życia gospodyni domowej ;).