poniedziałek, 28 maja 2012

Dzień Matki


- Chodź, chodź!

Przez mgłę snu słyszę dziwne dźwięki dobiegające z kuchni.

- Janek! Nie dosięgnę kubków!

- Weź krzesło! Szybko! O jejku! Nie wiem jak tą jajecznicę się robi, czekaj to jajka trzeba. Zaraz zaraz, no nie! Rozbiło się, o nie…………..

- No pięknie! Mama nie będzie szczęśliwa jak to zobaczy…

- Przestań marudzić! Weź ręcznik z łazienki to łatwiej się wytrze, a mama nawet nie zauważy!

Ojezu!! – co one tam robią? Co się dzieje? Zapala mi się lampka w głowie i już nie ma mowy o spaniu. Patrzę na zegarek – 7 RANO!!!! W sobotę! Aaaaaaaaaaaaaaa! Dzień Matki….

Leżę jak na szpilkach, nie ruszam się i udaję, że śpię snem kamiennym i spokojnym.

- No dobra.  Już nie widać, powieś ten ręcznik z powrotem w łazience i wracaj szybko robić tą herbatę.

- Janek, ale ja się boję takiej gorącej wody…

- To nic, nalej zimną, taka jest nawet lepsza, ja nie rozumiem czemu oni zawsze robią gorącą.

- Kalina, te jajka w ogóle nie robią się jak jajecznica, jakieś blade i wodniste..

- o fuj! Masz rację, ja nie będę jadła, nie jestem głodna jakoś….

- jak nie będziesz!? To dla mamy i musimy grzecznie zjeść i ona też będzie jadła, no i tata oczywiście.

Tata śpi niczego nieświadomy. Tatę to nic nie ruszy, zwłaszcza jeśli poprzedniej nocy siedział do 2.30 przy kompie.

- słuchaj, a może tutaj powinna być jakaś cyfra zapalona, a nie zero?

-gdzie?

-no tu, gdzie patelnia stoi.

- aha! Naciśnij, o! Daj na najwyższą to się szybko zrobi coś z tymi jajkami.

Czuję wyraźnie zapach przypalanych jajek, ale jeszcze nie wstaję, chociaż całe ciało mi się wyrywa i każdym nerwem już biegnę do kuchni ratować, co się da, ale nie, nie, nie…nie zepsuję im tego. Czekam gotowa do skoku!

- no dobra! Co z tą herbatą?

- Bardzo dobrze, tylko taka blada, ale za to zimna! Pyszna! Dałam baaaardzo dużo cukru i cytryny! Pychotka!

- Jajka gotowe! Trochę ściemniały, ale to nic.

- Mamusiu!!!!! Tatusiu!!!! Dzień Matki! Zrobiliśmy pyszne śniadanko!

- ojej! Wspaniale!

Jestem w kuchni w ułamku sekundy i to, co widzę wyciska mi łzy z oczu z różnych powodów.

Przypominam sobie jeden z odcinków „Wojny domowej” pt. „Dzień Matki” .

Naprawdę są kochane, te moje dzieci.

Po śniadaniu sprzątałam pół dnia, a na koniec po odprężającej kąpieli wytarłam się w powieszony na haczyku w łazience RĘCZNIK.

Wszystkiego Najlepszego Mamo!



















 
-












































sobota, 19 maja 2012

kilka scen z życia....


Pobudka, idę do łazienki, przecieram zaspane oczy, witam kolejną zmarszczkę podrasowaną jeszcze nocnym zmiętoszeniem. Ślad deseniu  poduszki na czole mmm…Cudo! Cholera…

Śniadanie już szybciej, herbata, mleko, płatki, kanapki, kurcze! Szybko, szybko!

Staram się budzić je delikatnie, pamiętam z dzieciństwa, jak z głębokiego snu wyrywał mnie  głos mojej mamy na cały regulator: Pobuuuuudka!!! Od razu cała w nerwach stałam na równych nogach brrrr!

- ale ja mam za dużo masła na chlebie!

- a ja nie chcę herbaty!

- za mało płatków.

- Mamusiu! Za mało płatków!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ścieram przed lustrem z twarzy  ślady nocnego romansu z poduszką. Trochę pudru, trochę tuszu do rzęs i szybka kawa.

- myjcie zęby! Szybciutko! Ubieramy się!

- nie chcę tych spodni!

- ta bluza jest okropna!

- Mamusiu, widziałaś mój telefon?

- zginął mi zeszyt  z polaja! Jeszcze wczoraj tu leżał!



„coś podobnego…chyba dostał nóg i uciekł”



- o jest pod krzesłem!

 - szybko! Za dziesięć ósma! Wychodzimy!



Pod szkołą tylko

- cześć! Miłego dnia!

- cześć! Pa mamusiu!

 

Pod przedszkolem wysiadamy z samochodu. Dużo mamuś i tatusiów.

- o! cześć, witaj

- dzień dobry

- dzień dobry

- hej, co słychać?

- dzień dobry

- co u ciebie?

- Ćwir, ćwir, ćwir

- Ćwir, ćwir, ćwir

W holu,  w szatni, na schodach.

Pa córeczko! Buziaczek!

 Wybiegam!

 Uffff…



Kilka godzin dla mnie. Jaki plan? Zakupy, supermarket, na obiad, na kolację, na śniadanie, płyn do podłogi, tabletki do zmywarki, papier toaletowy, papier do drukarki, mydło…

Oooooooooo! Promocja na spodnie chłopięce, a koszulki dla dziewczynek o połowę tańsze, może te, a może tamte? Ze wszystkiego już wyrosły.

Przy kasie czerwone światło w głowie „na co te pieniądze tak idą, kochanie?”

Docieram do domu po dwóch godzinach, siaty po prostu urywają mi ręce, orangutan.

Gdzie jesteś Mój Rycerzu?

W sinej dali zarabia na chleb.



W domu krajobraz po bitwie. Rzucam siaty i otwieram kompa. Miałam sprawdzić, czy są możliwości zrobienia kursu, czy przyszła odpowiedź w sprawie pracy, czy są może jakieś nowe oferty.

Czas mija, za chwilę sprawdzę, szybka kawa, ogarniam łóżka jeszcze sennym zapachem wypełnione, strzepuję wspomnienia nocnych mrzonek z kołder i poduszek, zmywarkę opróżniam, siaty wypakowuję, układam wszystko. Obiad -  ziemniaki, mięso, pranie.



Kurcze! W łazience przykleiłam się do czegoś, nie, nie myję, później, później..

Teraz usiądę jeszcze, coś mi chodzi po głowie, coś napiszę, ale zaraz, rybce tylko sypnę jedzonka, surówkę na szybko przygotuję, kartę kolonijną wypełnię to od razu do szkoły zawiozę.

Pralka skończyła, to powieszę, ale od razu te koszule jeszcze wstawię, bo ciepło na dworze to wyschną.

Po południu.

- mamo, głodny jestem bardzo, co na obiad?

- mamusiu szybciej, bo mi się chce do ubikacji

- o dobre jedzonko, mamusiu!

- nie będę tego jadła, ja jadłam w przedszkolu, nie jestem głodna, mogę coś słodkiego?

- mamusiu, mogę zagrać na komputerze?

- mamo, jak to zadanie zrobić?

- dobrze to napisałem?

- mamusiu, a ładnie namałowałam?

- pobawisz się ze mną?

- mamusiu, a ile razy mam jeszcze zagrać tą piosenkę na gitarze?

- mamo, farby mi się wylały!!!!!!!!!

- mamo, struna pękła!!!

- mamo, tu się coś klei w łazience!!!!!!!!!!!!!!!!!



Po południu zajęcia pozalekcyjne.

Kolacja. Przygotowywanie, sprzątanie, czytanie bajki, prasowanie.

Spać się chce…..



Aha!  Jeszcze ta karta kolonijna,  rubryka

 NAZWA I ADRES ZAKŁADU PRACY RODZICA/OPIEKUNA…….- nie pracuje.
















































wtorek, 15 maja 2012

matka chce wrzasnąć


Dobra!

Siadam, coś napiszę. O czym to ja…..

Mamusiu!! On mnie kopnął! Aaauuuuuuuuuuuu!!!!

Ona pierwsza mnie opluła!

Nieprawda! Mnie się tylko tak wypsnęło, ja nie chciałam go opluć!

Akurat! Właśnie, że chciała!!!

Nie!!! On kłamie! Mamaaaaaa!!!!

Głęboki oddech…..

5 lat studiów pedagogicznych,  2 lata podyplomowych, praktyki, doświadczenie zawodowe, ale najchętniej wrzasnęłabym na całe gardło - a dajcież wy mi święty spokój!!!!!

Ale nie, ale skąd, ale gdzież tam. Zamykam komputer. Wstaję, idę spokojnie, tłumaczę, prowadzę mediacje. Ciężko idzie. Każdy ma własny punkt widzenia, trzyma się swojej racji rękami i nogami. Po kawałeczku, po odrobince wyrywam z jednej i z drugiej strony i lepię kompromis. Trochę ciężko, ale jakoś, udało się bez wrzasku, bez sankcji, bez przemocy.

Mogę być z siebie dumna, ale właściwie to jestem tylko zmęczona. Czy to ma  sens jakiś, czy nie lepiej i nie wygodniej byłoby wrzasnąć, karę jednemu i drugiemu wlepić, a samej kawkę wypić przed monitorem?

Skąd następne siły brać na to wszystko?

Pewnie stąd:




PO PROSTU DLA MAMY







MAMUŚU BARDZO CIĘ KOHAM WIESZ 







PORTRET MAMY








MAMUŚU BARDZOCIEKHAM
(MAMA I CÓRECZKA KĄPIĄ SIĘ W MORZU)









MAMA I TATA DZIEŃ KOBIET



DLA MAMY
TYTUŁ "MÓJ ŚWIAT"





ŻYCZENIA URODZINOWE










środa, 9 maja 2012

domowa kobieta - od czasu do czasu celebrytka


Po powrocie twarde lądowanie w szarej rzeczywistości. Sprawy zostawione na tydzień same sobie namnożyły się, skłębiły, poplątały i wchłonęły mnie zupełnie gdy tylko stanęłam w drzwiach. Dzisiaj dopiero trochę wystawiłam głowę na powierzchnię, zaczerpnęłam powietrza, rozejrzałam się dookoła siebie.

 Jak oszukać czas? A może jak się z nim pogodzić?

Jest taki jeden sposób, który mi się bardzo podoba…Dotychczas  wydawało mi się, że to jest wyłącznie dla ludzi, którzy osiągnęli w życiu totalny spokój, harmonię i luz. Chodzi o celebrowanie każdej chwili życia, obojętnie jaka ona jest. Po prostu. Przyjmowanie tego, co się dzieje i skupianie się dokładnie na tym, co tu i teraz. Tylko to się liczy. Nie to, co za chwilę, nie to, co jakiś czas temu, ale teraz i tutaj. 

To jest możliwie, chociaż trudne. Wciąż atakuje mnie pokusa myślenia o wszystkim na raz, o wszystkim tylko nie o tym, co robię w danej chwili. Czasem jadę samochodem i nagle orientuję się, że przejechałam pół miasta i absolutnie nie wiem jak to się stało…. Nie pamiętam świateł, skrzyżowań, przejść dla pieszych, o znakach drogowych nie wspomnę. Jechałam „na pamięć” pochłonięta absolutnie przez „strumień świadomości”. To niedobre.

Mistrzami w celebrowaniu chwili są dzieci. Kiedy skupią się na jednej wykonywanej czynności cały świat staje dla nich w miejscu. Maszerujący po przedpokoju robaczek potrafi pochłonąć moje dzieci totalnie. Mogą gapić się na niego tak intensywnie, że naokoło wszystko po prostu znika. Obserwują, dyskutują na temat tego kim może być robaczek, gdzie zmierza, o co mu chodzi, ile ma nóg i jak mu dać na imię. I co z tego, że matka w butach z kluczami w ręku przebiera nogami, bo już za pięć ósma i trzeba lecieć. Ale jakie ten robaczek ma czułki!

No nic….robaczek wlazł pod szafę i możemy iść. I tak się spóźnimy więc co za różnica.

O tym, jak bardzo ważne są chwile opowiada film Andrzeja Kondratiuka „Słoneczny zegar”.  O przemijaniu o przeżywaniu o miłości. Każda scena jest jakby osobnym obrazem, osobną historią chociaż stanowią ciągłość i mają wspólny mianownik. Andrzej Kondratiuk gra w nim główną postać i jednocześnie jest reżyserem. Wydaje się być jak dziecko zafascynowane robaczkiem i życiem w ogóle. Razem z nim żona – wspaniała Iga Cembrzyńska.

Film dziwny, niepokojący, nie do opisania. Polecam.

Polecam też zatrzymanie się na tym, co tu i teraz.