środa, 10 października 2012

jeziorko łabędzie



Wczoraj przeczytałam opis osoby noszącej moje imię JOANNA według Krystyny Jandy –

Joanna – to kobieta z lat sześćdziesiątych z natapirowanym kokiem, ciemnymi powiekami i metalowymi obcasikami. Owinięta zawsze w efektowny szal, ale gotowa nocą wykąpać się w morzu nago. Mimo treści jaką niesie z sobą wspomnienie i historia Joanny d‘Arc, gotowa na lekką zmysłową noc z niewinną zdradą, choćby we śnie.

Dochodzę do wniosku, że, podobnie jak inne mamusie, spełniam trochę swoje własne marzenia uszczęśliwiając swoją córkę. Znowu będzie o balecie. Broniłam się przed kupnem spódniczki „łabędziątka”, ale zawiedziona mina mojej córki, kiedy twierdziła, że wcale jej nie potrzebuje sprawiła, że dzisiaj zakupiłam wymarzony strój. Weszłam do sklepu, zobaczyłam te lekkie jak piórko wdzianko, wyobraziłam sobie moją małą baletnicę i żegnajcie kolejne      4 dychy! ! !
Uwierzcie! Warto było! Dla tego szczęścia na małej buźce i uśmiechu i tańców, szpagatów z radości i stania na rękach i gwiazd i DZIĘKUJĘ MAMUSIU! DZIĘKUJĘ MAMUSIU!
Okazuje się, że naprawdę BARDZO chciała mieć tą spódniczkę. Może byłam niesprawiedliwa dla innych mam. Tak trudno się oprzeć temu czarowi. Najpierw człowiek myśli, że jest taki „ponad to”, ale potem…….eh. 






W mieszkaniu moich Dziadków mieszkają nowi lokatorzy. Bardzo mili ludzie, starsze małżeństwo. Z dawnego, babcinego klimatu zostały tylko schody na klatce schodowej. Moje dzieciństwo i ostatnie jego tchnienia znikają bezpowrotnie w wyremontowanym świecie. Musiałam dzisiaj spisać stan licznika. Szłam tymi schodami na górę starając się patrzeć tylko na nie i przypominając sobie, co czułam tutaj jako dziecko. Kiedyś było to łatwe, teraz wszystko dookoła jest inne – zapachy, kolory, widok za oknem. Ciekawe, czy człowiek w przeciągu swojego życia pozbywa się w końcu tęsknoty za dzieciństwem, czy już do końca wraca tam myślami.

wtorek, 9 października 2012

jesień idzie


nie ma rady na to







Dziadek Józek zrobił piękną budkę, tym razem nie dla ptaków, ale dla kota. Bezdomnego włóczęgi, który przychodzi na jedzonko. Babcia Basia wyścieliła środek budki. Kot jest chyba zadowolony.

poniedziałek, 8 października 2012

bez tytułu



Lubię takie zatrzymujące się chwile, które są kompletnie bezużyteczne i nikomu niepotrzebne. Takie momenty dnia, kiedy pomiędzy jedną, a drugą sprawą do załatwienia wyłania się czas niezagospodarowany. Nie jest to „ocean czasu”,  ledwie „ mała kałuża”, ale jakże wspaniała. Takie sobie poł godzinki, czy 40 minut na niewiadomoco. Ostatnio zdarzają mi się takie chwile regularnie dwa razy w tygodniu, kiedy czekam na moją córkę w poczekalni szkoły baletowej. Wiem dokładnie ile mam czasu, mogłabym gdzieś pójść, coś zrobić pożytecznego, ale jest to czas tak krótki, że nie ma sensu nigdzie łazić, ale na tyle długi, aby zagłębić się w fotelu ( tam są bardzo wygodne fotele) i zająć się na przykład patrzeniem w jeden przysłowiowy punkt, pozwalając myślom „odjechać” tam gdzie akurat żywnie im się podoba, „rozjechać się” na trochę. Albo, bez cienia poczucia winy, bo w końcu nie będę zatykać sobie uszu, podsłuchać, co ludzie mówią. Swoją drogą niektórzy ludzie kompletnie nie odczuwają skrępowania opowiadając , niby szeptem, o intymnych problemach, mając jednocześnie świadomość, że ich słowa MUSZĄ słyszeć inne, obce osoby siedzące, w gruncie rzeczy bardzo blisko na sąsiednich fotelach.
A jak się nie zapomni w pośpiechu przed wyjściem włożyć książki do torby, to ją wyjąć i poczytać zupełnie bezkarnie. I to lubię najbardziej, chociaż słuchanie innych też jest czasem baaaaaardzo zajmujące.
Ostatnio przeczytałam sobie dwie książki Krystyny Jandy, które czyta się łatwo, miło i przyjemnie. Niektóre rzeczy odbieram podobnie jak ona. Wyliczam:

Dzieci są najważniejsze.
Do gotowania nie wystarczy nawet najbardziej precyzyjny przepis, potrzebny jest talent. Ja również go nie mam.
Lubię starych ludzi, często mają wiele do powiedzenia.
Mam wiele niepotrzebnych gratów, których nie potrafię się pozbyć.
Mam problemy ze snem.
Jestem nerwowa.
Chamstwo mnie obezwładnia.
Morze jest cudowne.
Dom nad morzem jeszcze bardziej cudowny.

Poza tym przeczytałam ostatnio wywiad z Marią Peszek. To jedna z najdziwaczniejszych artystek na tym świecie. Jej sztuka KOMPLETNIE do mnie nie dociera. Próbowałam czytać te naturalistyczne okropności, ale doprawdy nie mam pojęcia, co ona chce przez to wszystko powiedzieć? O co właściwie chodzi? Może ktoś wie?