Czasami zdarza mi się włączyć telewizję. Zwyczajną jedynkę,
dwójkę, jakiś Polsat, czy TVN. Tak na
„chybił trafił” skaczę po kanałach i po pół godzinie takiego „oglądania”
dochodzę do jednego wniosku – to jest naprawdę duży stres.
Obrazy zmieniają się z ogromną prędkością, zaskakują, robią
z naszej percepcji prawdziwą jazdę jak na karuzeli, nie pozwalają skupić uwagi
na dłużej, pozbierać myśli, szybciej, dalej, lepiej, jeszcze bardziej kolorowo,
dziwniej, bardziej.
Największym dla mnie stresem jest oglądanie rozmów z ludźmi,
których zaprasza się do różnej maści programów w roli ciekawych osobowości,
ekspertów, fachowców, którzy mają wypowiadać się na określony temat. Tutaj to
już naprawdę jest koszmar. Goście nie mają możliwości wypowiedzieć się do
końca, przerywa się im w pół zdania, w pół słowa łamiąc elementarne zasady
kultury, zadaje kolejne pytanie, i znowu przerywa i kolejne pytanie i znowu. Zauważyłam,
że kiedy w jednej sprawie zaprasza się kilku gości to ten, który grzecznie
czeka na swoją kolej, nie pokrzykuje, nie przerywa innym po prostu nie ma
szansy powiedzieć czegokolwiek.
W niektórych
programach rozrywkowych prowadzący stosuje taktykę polegającą na tym, że zadaje
swojemu gościowi pytanie na poważny temat po czym wciąż przerywa wypowiedź
swojego rozmówcy ordynarnymi żarcikami i kretyńskimi uwagami, które mają być
śmieszne. Nikt właściwie nie ma szansy wypowiedzieć się do końca, jest zmuszony
reagować na kąśliwe i głupie zaczepki. Od tego, jak wygląda ta reakcja zależy,
czy dany człowiek jest cool, super, zabawny i wyluzowany, czy jest zwykłym
smutasem i beznadziejnym starym pierdzielem.
W rezultacie, cały program to nieustający lans osoby
prowadzącej – osoby cool i zajebistej!
Ostatnio, przypadkiem trafiłam na TVP Kultura, gdzie
nadawano stary program „Godzina z Beatą Tyszkiewicz”, który prowadziła Nina
Terentiew. Jeju!!! Ja to już naprawdę jestem niereformowalna, ale z taką
przyjemnością go obejrzałam. Przez godzinę dwie normalne, niegłupie kobiety
rozmawiały o filmie, aktorstwie, o życiu, o dzieciach, o przemijaniu, o
radościach i smutkach. Nie musiały sobie przerywać, miały czas. Podobało mi
się, z jaką elegancją Beata Tyszkiewicz dobierała słowa i formowała swoje
myśli, nie musiała się spieszyć, nikt jej nie przerywał, a mówiła tak ciekawie…
Wiem, że czasy się zmieniają i bez sensu byłoby się na to
obrażać, ale co by komu szkodziło pozwolić wypowiedzieć się do końca komuś, kto
ma coś do powiedzenia? Czas to pieniądz….A czas antenowy to dopiero!
A czas antenowy to dopiero!
OdpowiedzUsuńNo tak.....;)
OdpowiedzUsuń