Powinnam prasować koszule, uzbierało się tego jakieś sześć sztuk
od ostatniego prania, a do tego różnej maści ubrania dzieci i trochę moich.
Wiem, wiem…sama zadałabym to pytanie gdybym siebie nie znała – dlaczego
właściciel koszul męskich- sztuk 6 sam ich sobie nie uprasuje?
No cóż jest
kilka przyczyn. Taka najogólniejsza i
podsumowująca wszystkie inne jest taka, że taki jest podział zadań, którego nie
będę szczegółowo opisywać.
Tak już poza
wszystkim i zupełnie szczerze ja po prostu lubię prasować (!). podczas
prasowania mogę zupełnie spokojnie i bez ŻADNYCH wyrzutów sumienia oglądać moje
ukochane stare, polskie filmy, które moje dzieci określają jako „czarno-biała
nuda”.
Wczoraj po raz kolejny obejrzałam
film p.t. „Paciorki jednego różańca” Kazimierza Kutza. Pomimo, że nie jestem
wielką fanką twórczości Kutza to ten film wzrusza mnie za każdym razem bardzo
mocno, do łez. Przedstawia historię emerytowanego górnika, który nie chce
przeprowadzić się do nowo wybudowanych bloków. Jego stary dom, podobnie jak
całe górnicze osiedle ma zostać zrównane z ziemią, a na tym miejscu mają stanąć
wielkie, betonowe bloczyska. Wszyscy, okoliczni sąsiedzi przeprowadzają się na
„nowe”, ale nasz bohater odmawia opuszczenia swojego domu, w którym wraz z żoną
przeżył 50 lat.
W filmie jest kilka wątków, ale
ten główny dotyczy właśnie przemijania, jego nieuchronności i tego, że często
„nowe, dopiero co narodzone światy” bez żadnego zawahania niszczą „stare
światy” doszczętnie. Najtragiczniejsze w tym wszystkim jest to, że nie można
tego uniknąć.
Ten stary górnik musiał w końcu opuścić swój dom jak bliskiego
członka rodziny, skazując go na pewną śmierć. Tak, śmierć. Mam taką teorię, że
niektóre domy mają duszę i umierają jak ludzie.
Tak właśnie umiera dom moich
dziadków na wsi. Dziadkowie po prostu umarli, a dom został sprzedany.
Niestety,
ludziom, którzy go kupili okazał się zupełnie niepotrzebny. Zostawili go samemu
sobie. Minęło 10 lat, a tam wciąż wiszą te same babcine firanki, na podwórku
trawa metrowej wysokości, pusto, zimno i martwo. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś ten
dom był pełen słońca, dziecięcego śmiechu, parującej zupy i po prostu życia.
Człowiek przez kilkadziesiąt lat pracuje, zbiera, gromadzi, buduje, a potem
przychodzi „nowe” i przejeżdża po tym wszystkim
walcem i nie zostaje nic…oprócz wspomnień w głowie takiej wariatki jak
ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz