piątek, 15 marca 2013

kiedy mąż wyjeżdża



- Myślisz, że ona rzeczywiście może umrzeć, Janek?
- czy ja wiem, chyba nie, ale widziałaś jak wygląda? Jejuuuu! Okropnie!
- no tak, ale co to znaczy 40 stopni gorączki? Że co?
- nooooo… mózg się gotuje…
- to boli?
- raczej tak, baaaardzo!
- mamusiu, zrobić ci herbatkę?
Słyszę ich jak przez watę. Złamało mnie nagle. Wstałam z krzesła i coś łupnęło mnie w plecach. Ból rozlał się po całym ciele, za chwilę pojawiły się dreszcze i gorączka, a potem kaszel. Wtedy powiedziałam półgłosem, że chyba umrę….
- kochanie, czemu się nie odzywasz? Coś się stało? Chora jesteś, źle się czujesz?
Ledwo udało mi się podnieść telefon do ucha.
- tak trochę… źle…. No bardzo nawet….
- ojej! Jak mi przykro! Poradzisz sobie jakoś? Wrócę w sobotę, najszybciej jak się da!
Nadludzkim wysiłkiem przypominam sobie, jaki mamy dzień – wtorek…..
Taaaaaaaa…..
Leżę jak kłoda naszpikowana antybiotykiem, ibupromem, litrami herbaty z cytryną, przywalona kołdrą i kocem.
Same zrobiły sobie kolację, bez gadania poszły się umyć i bez marudzenia położyły się spać.
Wstałam dopiero w piątek, gdyby nie babcia i dziadek, byłoby nieciekawie.

W poniedziałek śniły mi się zęby, a potem zaczęły się problemy w pracy. Jak tu nie wierzyć w sny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz