niedziela, 30 grudnia 2012

Święta święta i po....



I minęły kolejne….. Święta… jako dziecko czekałam na nie z zapartym tchem, zawsze. Nie chodziło tylko o prezenty, bardziej o magię. Wtedy zawsze był mróz, skrzypiał pod nogami, kiedy szliśmy do babci na Wigilię, nie było samochodu, na autobus nie warto było czekać. Więc biało, skrząco, zimno i cudownie ekscytująco. A potem babcia w niebieskim fartuchu, zapachy, pyszne jedzenie,  gorący piec, duży, biały stół wszyscy przy nim.
Teraz też jest cudownie, ale z zupełnie innej perspektywy. Czuję ulgę kiedy wreszcie siadam do stołu i wiem, że tak, czy siak dobrnęłam do końca. Sałatka zrobiona, kotlety, wszystkie prezenty zapakowane, sprawozdania w pracy oddane. Patrzę na moje dzieci przełykające w pośpiechu i sama nie mogę się doczekać, aby zobaczyć ich miny, kiedy będą otwierać paczki.
Tamtego świata już nie ma. Długo nie umiałam się z tym pogodzić. Nie ma babci, pieca, tych bombek z dziurkami na choince, zespołu Mazowsze w TV i kieliszków do wina z zielonymi nóżkami.
Powoli, z każdym rokiem jest coraz lepiej. Zamieniam w świadomości tamte magiczne chwile na te bardziej realne, bardziej dawanie niż branie. Dzieci nie mogą się doczekać, kiedy dziadek zapali wszystkie lampki dookoła domu. Sprawdzają, które są nowe, a które jeszcze z zeszłego roku.  Moja mama jest babcią w niebieskim fartuchu, w kominku pali się ogień, dzieci mają rumieńce z wrażenia kiedy po raz kolejny „nie zauważyły” jak to się stało, że pod choinką znalazły się prezenty.
A te miny! Te uśmiechy, okrzyki radości!
Mamo! Skąd Mikołaj wiedział, że właśnie to chciałam! Zapomniałam napisać o tym w liście do Niego! No skąd wiedział,  mamo?!
Nie mam pojęcia, to magia ;). 

2 komentarze: