Wkurza mnie bardzo kiedy stoję
bezradna w samym środku oka cyklonu mojego życia, a w głowie huczy mi „wujek
Dobra Rada” – jak ci się twoje życie nie podoba to je sobie zmień! A także
ludowe mądrości typu – każdy jest kowalem swojego losu!
Macierzyństwo, rodzina – masz, co
chciałaś, dzieci, ukochany mąż i w ogóle obrazek jak z reklamy tabletki na ból
głowy, po której od razu przechodzi i zaraz można znowu zmierzać w podskokach w
stronę szczęśliwej przyszłości pełnej brudnych garów, prania, nieodrobionych
lekcji i rozprutej sukienki Barbie.
No i znikąd pomocy, bo przecież
NIE PRACUJĘ zawodowo, więc nie mam prawa być zmęczona, albo znużona. Nie mam
prawa, ale, kurcze, jestem…
To nie jest łatwe, podczas mojej
długiej, trwającej do dziś przerwy w pracy zawodowej kilka razy próbowałam
wrócić do zawodowej aktywności, ale nie udało się. Za każdym razem okazywało
się, że pracując, w pojedynkę nie ogarnę całego domowego kramu, a mąż robiący
intensywną karierę, nie mógł mi pomóc. Teraz, kiedy dzieci podrosły i moje
domowe uzależnienie zaczęło się rozluźniać, jestem już w takim wieku, że
znalezienie sensownej pracy graniczy z cudem.
W ogóle to nie przypuszczałam, że
ten moment nadejdzie tak szybko i nieoczekiwanie. No i podstępnie, bez
ostrzeżenia. Wciąż wydawało mi się, że spoko, że mam czas, że dzieci są
najważniejsze, że kiedyś tam w przyszłości pomyślę o sobie.
No i właśnie myślę…kuję swój los
z ręką w nocniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz