I minęły kolejne….. Święta… jako
dziecko czekałam na nie z zapartym tchem, zawsze. Nie chodziło tylko o prezenty,
bardziej o magię. Wtedy zawsze był mróz, skrzypiał pod nogami, kiedy szliśmy do
babci na Wigilię, nie było samochodu, na autobus nie warto było czekać. Więc
biało, skrząco, zimno i cudownie ekscytująco. A potem babcia w niebieskim
fartuchu, zapachy, pyszne jedzenie,
gorący piec, duży, biały stół wszyscy przy nim.
Teraz też jest cudownie, ale z
zupełnie innej perspektywy. Czuję ulgę kiedy wreszcie siadam do stołu i wiem,
że tak, czy siak dobrnęłam do końca. Sałatka zrobiona, kotlety, wszystkie prezenty
zapakowane, sprawozdania w pracy oddane. Patrzę na moje dzieci przełykające w
pośpiechu i sama nie mogę się doczekać, aby zobaczyć ich miny, kiedy będą
otwierać paczki.
Tamtego świata już nie ma. Długo
nie umiałam się z tym pogodzić. Nie ma babci, pieca, tych bombek z dziurkami na
choince, zespołu Mazowsze w TV i kieliszków do wina z zielonymi nóżkami.
Powoli, z każdym rokiem jest
coraz lepiej. Zamieniam w świadomości tamte magiczne chwile na te bardziej
realne, bardziej dawanie niż branie. Dzieci nie mogą się doczekać, kiedy
dziadek zapali wszystkie lampki dookoła domu. Sprawdzają, które są nowe, a
które jeszcze z zeszłego roku. Moja mama
jest babcią w niebieskim fartuchu, w kominku pali się ogień, dzieci mają
rumieńce z wrażenia kiedy po raz kolejny „nie zauważyły” jak to się stało, że
pod choinką znalazły się prezenty.
A te miny! Te uśmiechy, okrzyki
radości!
Mamo! Skąd Mikołaj wiedział, że właśnie to chciałam! Zapomniałam
napisać o tym w liście do Niego! No skąd wiedział, mamo?!
Nie mam pojęcia, to magia ;).
No magia...
OdpowiedzUsuńno taaaak.....
OdpowiedzUsuń