Od dwóch miesięcy pracuję również poza domem. Pracuję RÓWNIEŻ
poza domem, a więc to, co jest do zrobienia w domu nadal pozostaje na mojej głowie.
Zauważyłam pewną prawidłowość przedziwną – im więcej mam obowiązków poza domem,
tym bardziej odzywa się we mnie oszalała kura domestica i ciągnie w stronę
zakurzonych półek, pochlapanych kafelek, góry prasowania, która urosła do
niebotycznych rozmiarów.
Nie siądzie sobie, nie powie do uszka „ nie przejmuj się,
naharowałaś się dzisiaj dosyć, plecy cię bolą od jazdy samochodem po mieście,
głowa od niekończących się rozmów z ludźmi, którzy oczekują, że zmienisz ich
los jak wróżka, połóż się, pogap się w sufit, nie myśl o niczym…..”
Ale gdzie tam! Jakie poleż?! Jakie pogap?!! No więc lecę do
tego kurzu, do tych plam, do garnków, do pralki, do sklepu……
Każdą wolną chwilę staram się wykorzystać na wszystko to, co
trzeba zrobić w domu.
Moja córka jest fanką programu Perfekcyjna Pani Domu, swoja
drogą to też ciekawe skąd w niej się to wzięło J))). Pewnego popołudnia
kiedy zapytałam, czy posprzątała w swoim pokoju zapytała, czy zrobię jej test
białej rękawiczki….ten żarcik dał mi wiele do myślenia…
Na moim osiedlu mieszka taki dziwny koleś, ma powykręcane nogi,
dłonie, ledwie chodzi, wytrzeszcza oczy. Codziennie, jadąc samochodem, mijam
blok pod którym przesiaduje i zawsze odprowadza mnie tym swoim wytrzeszczonym wzrokiem.
Mam wrażenie, że nie może się nadziwić dokąd i po co ci wszyscy mijający go
ludzie tak się spieszą? Wiem, że on nie ma absolutnie ŻADNYCH spraw do
załatwienia, oprócz jak by tu skołować na wino, czy piwo i w ten sposób przetrwać
do wieczora. Za każdym razem unikam jego spojrzenia.
Zastanawiam się, czy to już jest
jakaś choroba, że nie mogę, no za cholerę nie potrafię odpocząć kiedy wokół mnie
bałagan i chaos?
A może to już taka mentalność
zawodowej kury domowej, która stała się moją drugą naturą? A może pierwszą?!
Wstałam dziś rano, otworzyłam
pocztę, a tu wiadomość od Big Mamy i tak mi się zrobiło fajnie…..Dzięki!
Jestem, jestem tylko tak się
jakoś pogubiłam, zaplątałam w tym kieracie i znowu przypominają mi się słowa
Barbary Niechcic z Nocy i Dni – „po co tak się staramy? Rodzimy się umieramy, a
świat toczy się dalej jakby nas w ogóle nie było….”
No nie! Tak tego nie zakończę. Ponieważ
w życiu ważne są tylko chwile oto cudna chwila z pewnej śląskiej, słonecznej
soboty:
TO NIESAMOWITE ŻE WODA W POBLIŻU TYCH KOMINÓW JEST TAK CZYSTA! |
TO BYŁO DOPIERO EGZOTYCZNE - NIE EGIPT CZY CHINY ALE PLAŻA W SOSNOWCU NA POGORII | :) |
Pewnie nie jest Ci lekko, ale cieszę się, że masz pracę też poza domem. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńKiedyś pracowałem w gabinecie dentystycznym oddalonym o kilometr od tego jeziora :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Gliwicki Dentysta