poniedziałek, 31 grudnia 2012

wolne, Elka, koniec roku



W każdym wnętrzu przyda się czasem mały remont i jakaś zmiana. To nie było proste, ale jakoś mi się udało. Trochę tu inaczej, ale blisko mnie.
Od kilku dni MAM CZAS. To nie potrwa długo, ale na razie mam WOLNE.
To oznacza, że po prostu wszystko jest wolniejsze.
WOLNE PORANKI, wstaję sobie o której chcę, piję kawkę, gadam z dziećmi, koloruję z córką wróżki i oglądam z synem Discovery.
Mam WOLNE POPOŁUDNIA, chodzę sobie po sklepach, coś gotuję, ale mało, wyleguję się z mężem na kanapie, albo po raz setny oglądam „Do widzenia, do jutra”.
Mam WOLNE WIECZORY, trochę siedzę przy komputerze, trochę prasuję, dużo czytam, ale głównie tracę czas. Cudownie, powolutku przelatuje mi przez palce.
Nie myślę o tym, co będzie potem, mam jakiś tam wątły plan na pierwsze dni stycznia, ale co dalej, to się okaże. Dzisiaj jest przedostatni dzień mojego WOLNEGO.  Akurat na dzisiejszą noc mam już wszystko przygotowane – kiecka i dodatki, pomysł na makijaż i maska w stylu weneckim za 29, 90 zł. Mam zamiar świetnie się bawić.
Teraz jeszcze chwila dla „Elki”. Ostatnio wiele moich myśli zajmuje Elżbieta Czyżewska. Czytam książkę o niej p.t. „Elka”, to bardzo dobry tytuł.
Elżbieta Czyżewska była gwiazdą polskiego filmu w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Główne role w kilku filmach, niektóre wybitne jak na przykład „Wszystko na sprzedaż” Wajdy. W tamtych czasach wyszła za mąż za jakiegoś amerykańskiego dziennikarza i wyjechała do Stanów. Słuch po niej zaginął. Nie mogła się odnaleźć w tamtej rzeczywistości, a do kraju nie miała po co wracać. Rozstała się z amerykańskim mężem, była taka zagubiona. Dużo piła, bardzo dużo. Zmarła dwa lata temu. Poza tamtymi filmami nie zrobiła już nic znaczącego. Zmarnowany talent, nie wiadomo dlaczego, takie zrządzenie losu, taki bieg wydarzeń. Myślę często o tym jaka musiała tam być samotna, niespełniona, świadoma swojego talentu, wybitnego talentu. Sporą część swojego dzieciństwa spędziła w domu dziecka, na pewno niełatwy czas dla niej. Potem chwila na szczycie, sława, pieniądze, szczęście, miłość. A reszta życia – równia pochyła. Szkoda.
Tak sobie właśnie rozmyślam o „Elce” na koniec tego roku.

I jeszcze Szczęście na każdy dzień

Cytat na dziś
Zatrzymaj upływający czas
we wspomnieniach
a przede wszystkim pamiętaj
o pięknych chwilach,
by nigdy nie poszły w zapomnienie

Szczęśliwego Nowego Roku!

niedziela, 30 grudnia 2012

Święta święta i po....



I minęły kolejne….. Święta… jako dziecko czekałam na nie z zapartym tchem, zawsze. Nie chodziło tylko o prezenty, bardziej o magię. Wtedy zawsze był mróz, skrzypiał pod nogami, kiedy szliśmy do babci na Wigilię, nie było samochodu, na autobus nie warto było czekać. Więc biało, skrząco, zimno i cudownie ekscytująco. A potem babcia w niebieskim fartuchu, zapachy, pyszne jedzenie,  gorący piec, duży, biały stół wszyscy przy nim.
Teraz też jest cudownie, ale z zupełnie innej perspektywy. Czuję ulgę kiedy wreszcie siadam do stołu i wiem, że tak, czy siak dobrnęłam do końca. Sałatka zrobiona, kotlety, wszystkie prezenty zapakowane, sprawozdania w pracy oddane. Patrzę na moje dzieci przełykające w pośpiechu i sama nie mogę się doczekać, aby zobaczyć ich miny, kiedy będą otwierać paczki.
Tamtego świata już nie ma. Długo nie umiałam się z tym pogodzić. Nie ma babci, pieca, tych bombek z dziurkami na choince, zespołu Mazowsze w TV i kieliszków do wina z zielonymi nóżkami.
Powoli, z każdym rokiem jest coraz lepiej. Zamieniam w świadomości tamte magiczne chwile na te bardziej realne, bardziej dawanie niż branie. Dzieci nie mogą się doczekać, kiedy dziadek zapali wszystkie lampki dookoła domu. Sprawdzają, które są nowe, a które jeszcze z zeszłego roku.  Moja mama jest babcią w niebieskim fartuchu, w kominku pali się ogień, dzieci mają rumieńce z wrażenia kiedy po raz kolejny „nie zauważyły” jak to się stało, że pod choinką znalazły się prezenty.
A te miny! Te uśmiechy, okrzyki radości!
Mamo! Skąd Mikołaj wiedział, że właśnie to chciałam! Zapomniałam napisać o tym w liście do Niego! No skąd wiedział,  mamo?!
Nie mam pojęcia, to magia ;). 

piątek, 14 grudnia 2012

znowu bez tytułu



Sterta rzeczy do prasowania kłębi się na fotelu jak wielki wyrzut sumienia. Nie mam zwyczaju składać ciuchów po zdjęciu z suszarki więc robi się z nich wielka kolorowa kula z wystającymi rękawami koszul, bluz, bluzek, bluzeczek, nogawkami przeróżnych spodni, czasem zawinie się gdzieś jakaś skarpeta, albo majtki.
Sterczy taka wydęta i czekająca aż się nią zajmę. Udaję, że nie widzę, nie słyszę męża, który szpera po szafie szukając jakiejś dawno uprasowanej koszuli, która co prawda nie należy do kategorii „ulubionych”, ale jest prosta znaczy uprasowana jeszcze w październiku.
A więc kłębi się i nic, ale to absolutnie nic nie wskazuje na to, że zniknie, albo przynajmniej zmaleje.
W walce o moją uwagę zwyciężają w kolejności:
Zakupy, obranie ziemniaków, zaległe sprawozdania, ugotowanie zupy, przejrzenie materiałów ze szkolenia, załadowanie zmywarki, refleksja nad sensem niektórych moich działań zawodowych, znów zaległe sprawozdania. A prasowanie…..nawet nie jest zapisane do kolejki.
Zresztą jak wiele innych spraw. Staram się jednak zauważać plusy.
Po pół roku pracy odniosłam pierwsze sukcesy. Komuś byłam absolutnie niezbędna, aby porozmawiać z dzieckiem, które sprawia trudności, a jedna pani powiedziała, że nie mogę jej nigdy opuścić i że jestem taka mądra i miła. Przepraszam, że o tym wspominam, ale każdy człowiek potrzebuje pozytywnych wzmocnień, zwłaszcza, że comiesięczny przelew z „zakładu pracy” jest raczej wzmocnieniem obojętnym.
Wokół wszędzie widać przygotówkę do Świąt, ekologiczną i komercyjną, a właściwie komercyjną i ekologiczną. Wielka beka pełna żywych, ale nieruchomych z ciasnoty karpi straszy w Tesco, w radio mówią, żeby kupować już zabite i „obrobione”, że sztuczna choinka będzie się rozkładać 400 lat i żeby robić ozdoby z papieru.  Raczej nie sądzę.
W tym roku jakoś mam wrażenie, że „osaczenie świąteczne” nie jest aż tak nachalne jak zwykle. Może już się uodporniłam, albo oglądam za mało TV, albo za mało po sklepach chodzę, nie wiem. W każdym razie jakoś tak nie czuję ciśnienia i dobrze mi z tym. Okna to sobie tak od niechcenia umyję, może nawet uprasuję co nieco, ale  bez przesady, bez szaleństw.

oto jedyny mocny przedświąteczny akcent : widok z mojego okna






Sentencja na dziś z  "Szczęście na każdy dzień":

najpiękniejszym darem jest przebaczenie
tam gdzie go zabraknie 
natychmiast wyrośnie mur
a od jednego muru zaczyna się więzienie